Stary harcerz wygenerowany AI

Przygoda harcerska

W jednym z listów, wysłanych przez naszą hufcową Komisję Stopni Instruktorskich (a wysyła je komisja wiele – tak z uwagami w sprawie programów prób, jak i raportów z zakończenia) znalazło się sformułowanie „osoby, które przygodę harcerską mają już dawno za sobą”. Wydawało się, że zdanie jest dość czytelne – chodzi o instruktorów i starszyznę harcerską, których celem jest dziś przede wszystkim praca na rzecz dzieci i młodzieży, a nie czynne uczestniczenie w grach, ćwiczeniach, zabawach. Chodzi o tych, którzy wyrośli z wieku „Czarnych stóp” i służba w harcerstwie to niekoniecznie dla nich nocna warta i śledzenie wkradających się na teren obozu prawdziwych lub wyimaginowanych „przeciwników”. Ja wiem, funkcjonują wśród nas druhowie (druhny jednak dorastają), którzy nie wyrośli psychicznie z wieku wędrowniczego, ale nie o nich będzie tu dziś mowa.

Zdanie o owej „przygodzie” wywołało u jednego z druhów (35+) oburzenie, bo tak pisać nie wolno. Padło nawet w kontekście dłuższej wypowiedzi słowo mobbing. Stąd mój dzisiejszy felieton.

Oczywiście można w tym zdaniu analizować słowo „przygoda”. Bo przygoda ma miejsce na każdym etapie działalności harcerskiej. Ale po co dokonywać jakiejś głębokiej analizy? Zastąpmy słowo „przygoda” słowem „harcowanie”. Niech to zdanie brzmi „osoby, które młodzieńcze harcowanie mają już za sobą” lub jeszcze inaczej „osoby, które przed laty zdobyły stopień HO, a może nawet HR”. To jest przecież dla wszystkich jasne. Znaczy to samo – ci starsi.

Bo problem jest nie z tym zdaniem, lecz z funkcjami, jakie te osoby (dla uproszczenia powiedzmy – instruktorzy) powinny pełnić w harcerstwie. Twierdzę, i tu się z druhem (35+) nie zgadzam, a tego w rzeczywistości dotyczyło to oburzenie, że w pewnym wieku, z pewnym doświadczeniem życiowym powinniśmy podejmować się zadań na naszą miarę. Nie powinienem na kursie drużynowych harcerskich prowadzić zajęć na temat pionierki obozowej, ale kto lepiej niż ja zna w hufcu książki harcerskie i może do korzystania z nich kursantów zachęcić? Nie będę przygotowywał prezentacji na hufcowe spotkanie z okazji Dnia Myśli Braterskiej, ale będę szefował zespołowi, który decyduje o wyborze Instruktora Roku. Nie będę przybocznym w gromadzie zuchów, ale mogę drużynowemu, gdy obejrzę prowadzoną przez niego zbiórkę, doradzić, co bym na jego miejscu zmienił.

W każdym środowisku ktoś starszy, z większym doświadczeniem, ten, który przygodę harcerską ma już za sobą, będzie dominował. Oboźny jest dwa razy starszy od komendanta obozu? Wiecie, kto w rzeczywistości tym obozem kieruje? To taki jeden drobny przykład. Doskonale rozumiem, dlaczego aktualny (jeszcze) komendant hufca nie zaprosił mnie do pracy w komendzie. On przecież doskonale wiedział, że bym zagadał komendę, że bym się bez przerwy wtrącał. I nie mówmy o „wzajemności oddziaływań”. Nawet gdy „wzajemność oddziaływań” w jakimś środowisku nie jest problemem, to niezajmowanie właściwego miejsca w harcerskiej strukturze przez tych, dla których harcowanie to historia, nie jest właściwe. Wiele razy czytam, że powinniśmy młodym pozwalać popełniać błędy, bo na błędach najlepiej się uczą. Ja, który przecież wiem wszystko najlepiej, w przytoczonym tu przykładzie komendy hufca bym na wiele błędów nie pozwolił. Ale o ile mniej członkowie komendy by się nauczyli. I wszystko przez to, że jestem osobą, która harcerską przygodę (harcowanie) ma już za sobą.

hm. Adam Czetwertyński

PS. A że w każdym wieku w harcerstwie można znaleźć właściwe miejsce służby? Napisałem o tym felieton, opublikowany w czerwcowym numerze „Czuwaj”. Poczytajcie. To jakby ciąg dalszy tego, co napisałem powyżej.