zestaw Bug out Back. fot. Jeffrey Chan / Flickr

Przed wojną

Trzy miesiące temu w cyfrowym wydaniu Praskiego Świerszcza zamieściłem artykuł pod tytułem „Nadchodzi trzecia wojna światowa”. Miałem nadzieję, że spowoduje on podjęcie działań przez komendanta hufca i skupionych wokół niego instruktorów. To powinno być przygotowanie nas do funkcjonowania w nadchodzących niepewnych i niebezpiecznych czasach, kiedy niczego nie można wykluczyć. A może przynajmniej mógłby zapoczątkować dyskusję na ten temat. Minęły trzy miesiące – w tym czasie mieliśmy trzy awarie systemów sterowania ruchem kolejowym na węzłach w Warszawie, Wrocławiu i Łodzi, przez Polskę przetoczył się łańcuch celowych podpaleń, za którymi stoją służby Federacji Rosyjskiej, zhakowany został system komunikacyjny Polskiej Agencji Prasowej, wcześniej w Rzeszowie rzadko spotykana bakteria zatruła wodę w miejskiej sieci wodociągowej, mamy stałe zakłócanie systemu GPS. Niedawno pojawiła się informacja, że telefony komórkowe 15 000 żołnierzy brytyjskich stacjonujących w państwach bałtyckich w ramach obecnych ćwiczeń są śledzone, zostały zhakowane przez Rosjan i pobrano pliki z ich telefonów. Zrobiono to po to, żeby nie tylko śledzić pozycje Brytyjczyków, ale zbudować informacje o każdym żołnierzu, o jego psychice i oddziaływać na jego zdolność do walki. Dzięki temu możliwa jest sytuacja oddziału liniowego, w którym żołnierze szykując się do natarcia na swoje telefony będą otrzymywać zdjęcia żon i dzieci.

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski powiedział w Białymstoku, że Polska jest celem operacji hybrydowej. „Jesteśmy ofiarą największego ataku hybrydowego przeciwko naszemu krajowi od kilkudziesięciu lat. To jest jeden z frontów tej wojny. Są podpalenia, są ataki cybernetyczne, jest szpiegowanie”. Na granicy padły pierwsze strzały, zginął żołnierz… Narastające napięcie spowodowało reakcję Amerykanów – rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby podczas konferencji prasowej w Białym Domu zapewnił, że Stany Zjednoczone przyglądają się cyberatakom na Polskę „z wielką troską” – co w języku dyplomacji oznacza przygotowywanie działań odwetowych. Tymczasem harcerskie władze nie podjęły żadnych działań, które mogłyby przygotować kadrę instruktorską i harcerską młodzież do funkcjonowania w sytuacji realnego zagrożenia, nie rozpoczęto nawet dyskusji, dotyczącej procedur zarządzania kryzysowego, nie zrobiono nic, żeby zbudować systemy odpornościowy naszego hufca (i całego Związku), a przecież musimy mieć świadomość, że jako organizacja ogólnopolska, posiadająca strukturę terenową, w sytuacji zagrożenia będziemy włączeni w system obrony cywilnej, która polega na skutecznej organizacji tak pracy, jak i obowiązków społecznych. Musimy przygotować cały program szkolenia naszych członków w tradycyjnym rozumieniu: jak przetrwać w mieście objętym kryzysem, bez bankowości, za to ze sławnym plecakiem ewakuacyjnym, jak pomagać w organizowaniu transportu i ruchu ludzi, jak przetrwać z małymi dziećmi, jak przygotować się do pomocy w dystrybucji dóbr: wody, jedzenia, środków medycznych, jak przygotować schronienie dla ludzi w schronach tymczasowych, takich jak podziemne garaże, galerie handlowe, kościoły, dworce kolejowe, jak zadbać, żeby nasz dom był dobrze przygotowany na sytuację zagrożenia chociażby klęską żywiołową, jak dokonać podziału zadań. Pracy jest mnóstwo. Nasze harcerskie władze zajmują się czymś innym i chyba nie rozumieją, że musimy całe nasze życie publiczne, społeczne i gospodarcze zacząć porządkować na nowo, biorąc pod uwagę czynnik zagrożenia, czynnik prawdopodobieństwa wojny, coś, czego nie robiliśmy przez ostatnie 30 lat. W tym sensie zmiana mentalna musi dotyczyć każdego, ale kierownictwo musi dorosnąć, musi dawać przykład, bo w przeciwnym razie zmiany będą wymuszane oddolnie albo organizacja nie przetrwa próby czasu.

Realny jest scenariusz, że możemy mieć do czynienia z następująca sytuacją kryzysową: tu wybucha cysterna z paliwem lub amoniakiem, gdzie indziej płonie centrum handlowe albo dom opieki dla seniorów, kilka kilometrów dalej kobiety na telefony komórkowe – bo zhakowano bazę operatora – otrzymują zdjęcia swoich dzieci przedszkolnych z informacją, że one są zagrożone, gdzie indziej pojawiają się informacje o zatruciu wody, zaczyna szwankować sieć telefoniczna, mamy zakłócenia sygnału GPS, nie działa system sterowania ruchem na kolei. Wszystko naraz, a nie jedna sytuacja kryzysowa po drugiej. Nie są to rzeczy wymyślone, tylko realne, które mają na celu wywołanie paniki, żeby utrudnić elementarną swobodę funkcjonowania np. sił zbrojnych. Wyobraźmy sobie, że w tym samym czasie Rosjanie koncentrują się przy naszej granicy albo gdzieś na Białorusi i po to, żeby ich odstraszyć, Dowództwo NATO w Brunssum podejmuje decyzje o wysłaniu pierwszej partii sił szybkiego reagowania, czyli 100 tys. żołnierzy w miejsca zagrożenia, mają tam dotrzeć w siedem dni. Sytuacja kryzysowa eskaluje, zaczyna się panika, organy administracji publicznej i samorządowej zajmują się czym innym, nie działa albo jest wadliwy system GPS a jedna brygada to jakieś cztery i pół tysiąca żołnierzy plus 1400 jednostek sprzętu przewożonych albo koleją, albo na platformach samochodowych. Ponieważ w Europie składy pociągowe liczą przeciętnie 40 wagonów, to potrzeba 40 pociągów do przewiezienia jednej brygady, a takich brygad trzeba przewieźć dwadzieścia, czyli 800 pociągów i to – przypominam – w ciągu siedmiu dni, a system sygnalizacji kolejowej w kluczowych węzłach znowu nie działa Drogi mamy zakorkowane, bo ludzie wywożą z miejsc zagrożenia swój dobytek, dzieci, seniorów… Na razie jeszcze nie padł ani jeden wystrzał na granicy, mamy tylko do czynienia z zagrożeniem, z sytuacją, jak to powiedział premier Tusk, „przed wojną”, a już mamy do czynienia z kaskadowo narastającym napięciem i destabilizacją wewnętrzną. Na to trzeba nałożyć ewidentne nieprzygotowanie klasy politycznej do podejmowania decyzji, bo nie ma ona wiedzy, umiejętności i doświadczenia.

Dobre czasy się skończyły, weszliśmy w okres chaosu, destabilizacji i ścierania się sił systemowych, rozpoczęła się walka o nowy porządek świata, o to, kto kim będzie rządził, także w Europie. Nie jest możliwy powrót do porządku sprzed wojny na Ukrainie, czyli tego, że Niemcy i Francuzi będą znowu będą robili interesy z Rosjanami, traktując państwa Europy Środkowo-Wschodniej jako dostawców taniej siły roboczej, a Rosjanie odzyskają wpływ na porządek polityczno-gospodarczy w Europie i że zostanie utrzymany dualizm gospodarczy na Łabie. Przed nami trudne, ambitne i wszechobejmujące wyzwania, dlatego tak ważne jest pytanie o przywództwo, czy nasi politycy, ale i przełożeni, dorośli do tej sytuacji? Czy oczekiwanie, że wybrani przez nas instruktorzy skupieni przy komendancie hufca zaproponują nam nowoczesne harcerstwo na trudne czasy lub przynajmniej podejmą dyskusję, jest kompletnie irracjonalne?

hm. Andrzej Banasik
Instruktor IKP „Romanosy”

fot. Jeffrey Chan | Flickr