29.07
Dzień rozpoczęliśmy od śniadania. Znowu były ziemniaki w syropie klonowym, prawdopodobnie te same co wczoraj. Około 8.00 wsiedliśmy do autokaru i pojechaliśmy do Jongmyo. Zwiedziliśmy najstarsze konfucjańskie sanktuarium, które trafiło na światową listę UNESCO.

Potem trafiliśmy do górnego miasta, panorama robiła wrażenie. W najwyższym punkcie robiliśmy sobie sesje zdjęciowe. Poniżej foto części mojego patrolu, bez Ady i Marysi. Z tyłu od lewej Filip, Tomek, Krzysiek, Janek, ja, z przodu Zuzia, Michalina i Staś.

Po zejściu wsiedliśmy do autokaru, który zawiózł nas do restauracji. Na obiad były kotlety i ziemniaki w syropie klonowym. Po tym pysznym oryginalnym obiedzie poszliśmy zwiedzać War Memorial of Korea. Staś został moim przewodnikiem i z zaangażowaniem opowiedział mi o krajach, które włączyły się do wojny koreańskiej, o czołgach, samolotach i wyposażeniu tych armii. Było ciekawie, ale mieliśmy za mało czasu, aby obejrzeć wszystko, bo pani przewodniczka chciała nam pokazać targ.
Targ okazał się zwykłym bazarem takim jak ten na Szembeka, tylko zamiast napisów były takie koreańskie kreski i kropki. Szukałem jakichś ciekawych pamiątek, ale co drugi stragan to były torebki Supreme i Guczi. Średnio mi się podobało, ale znalazłem bardzo tanie magnesy u starszej pani, więc pobyt tam uważam za udany.
Potem poszliśmy do koreańskiego Rossmana. Nie rozumiałem nic z tego, co było napisane na etykietach. Z pomocą Matyldy z innego patrolu znalazłem kilka ciekawych prezentów. Zadowolony wydałem 50 tysięcy wonów na kremiki o nieznanym składzie.
Potem była kolacja, w czasie której nie zabrakło ziemniaków w syropie klonowym. Jedzonko było super, bo było też dużo mięska, poza tym było to pierwsze miejsce, w którym poza wodą dawali sok. Jedyną niepokojącą rzeczą były odgłosy świerszczy dochodzące z kuchni. Podobno grupa, która jadła po nas, już ich nie słyszała.
Około 19.00, gdy skończył się upał, doszliśmy do pomnika najpopularniejszej piosenki na świecie, której udało się zepsuć system binarny YouTuba. Wielkie złote ręce na środku dużego placu, otoczone głośnikami z grająca 24/7 muzyką, a w zasadzie zapętlonym utworem. Część naszej drużyny nawet zatańczyła ten wyśmienity taniec, a zdjęcie wrzucam poniżej.

Na koniec zobaczyliśmy świątynie Buddy i miejsce, w którym żyją mnisi z centrum Seulu. Podobałoby mi się, gdyby nie to, że jeden łepek z drużyny zacisnął sobie trytytkę na palcu. Szczegóły pomijam.
Przed 22.00 wróciliśmy do akademika, w którym spaliśmy już poprzednio. Szybko poszedłem spać, minął drugi dzień programu pre-Jamboree.
30.07
Idąc na śniadanie wzięliśmy duże plecaki. Na ten sam pomysł wpadli Kanadyjczycy, więc stołówka i korytarz wyglądały jak pobojowisko. Szybko zapakowaliśmy się do autokaru i byliśmy pierwszą drużyną, która dojechała do parku rozrywki “Lotteworld Adventure”.
W kolejce przed nami stały już grupy Koreańczyków, którzy biegli do “najlepszego” rollercostera w Korei, gdy tylko otworzył się park. Ja nie miałem zajawki, więc usiadłem przy wyjściu i pytałem swój patrol, jak im się podobało. Z rozmów wynikło, że w Energylandii mamy lepsze rollercostery. Przy każdej atrakcji stały długie kolejki, często w pełnym słońcu, co odrzucało mnie, żeby się gdziekolwiek pchać.
Dostaliśmy po 10 tysięcy wonów na obiad. Długo się zastanawiałem, co zjeść w tym parku, ale na szczęście spotkałem Maję i Oliwię z Piaseczna. Powiedziały mi, że na terenie jest KFC. Zamówiłem Duble Tower Burger, który był giga duży i turbo smaczny. Oby kiedyś trafił do polskiego menu.
Wspólnie poszliśmy na obchód, wszędzie były długie kolejki. Najlepszą atrakcją okazały się prysznico-fontanny z zimną bryzą.
Około godziny 15.00 załadowaliśmy się do autokaru i pojechaliśmy do nowego akademika. Rozpoczęła się ulewa. Byłem w szoku, że deszcz może być taki ciepły. Przez opóźnienia nie zdążyliśmy się umyć i cali mokrzy od razu po zakwaterowaniu musieliśmy iść na kolację. To był pierwszy posiłek, na którym nie jedliśmy pałeczkami, bo ich po prostu nie dostaliśmy.
Po kolacji było już ciemno, a my poszliśmy do teatru na Scout Night. Przez całą drogę prowadziły nas setki ludzi kierujących ruchem. Było bezpiecznie i dobrze zorganizowane. Życzę, aby udało się to też za 4 lata na Jamboree u nas. Tak na wypadek nocnych spacerów po nieoświetlonych osiedlach Trójmiasta.
W Scout Night brało udział 6 krajów: Islandia, Polska, Tajwan, Estonia, Paragwaj i Korea. Każdy pokazał coś od siebie, jedni piosenki, inni pląsy, a Polska zaprezentowała legendę o Bazyliszku. Wisienką na torcie był koreański pokaz Taekwondo. Tego występu nie jestem w stanie opisać słowami. Wszystkim się podobało, a wychodząc wiele osób dalej pląsało.
Trzeci dzień pre-Jamboree udany.

pwd. Adam Skorupski
Drużynowy 32 WDH „Wanta”