plakietka przeżyłem Światowe Jamboree

Dziennik WSJ 2023 część 1

Wstęp

Na początku roku 2022 zdecydowałem się pojechać na Jamboree 2023 w Korei Południowej. W organizacji patrolu pomógł mi hm. Stanisław Matysiak, któremu na wstępie chciałbym bardzo podziękować!

Patrol musiał liczyć 10 osób, a z hufca Praga-Południe pojechały zaledwie 4 (ja, Michalina, Marysia i Staś). Znaleźliśmy następnych 4 wędrowników z 35 JDW (Józefowska Drużyna Wędrownicza) “Legendarni” (Tomek, Krzysiek, Janek i Filip), jedną harcerkę z Hufca Mokotów (Zuzię) i jedną z Chorągwi Lubelskiej (Adę).

Pierwsze spotkanie patrolu było zdalne, a ponieważ Jamboree jest wydarzeniem międzynarodowym, postanowiłem, że rozmawiać będziemy po angielsku. Uczestnicy byli lekko spięci, ale myślę, że to było dobre przełamanie pierwszych lodów. Każdy opowiedział coś o sobie, swoim środowisku i historii w ZHP.

Ustaliliśmy również termin kolejnego spotkania, które ostatecznie odbyło się w naszym hufcu. Tam, by dalej ćwiczyć swój angielski, przez pierwsze 30 minut także rozmawialiśmy w tym języku, żeby nikt się nie krępował mówić za granicą. Później mieliśmy jeszcze kilka spotkań, w czasie których wykonywaliśmy zadania, które otrzymaliśmy od kierownictwa reprezentacji i uczyliśmy się języka. Żeby podsumować nasze przygotowania, poszliśmy do koreańskiej restauracji na Solcu.

Tak właśnie powstał patrol Axis Mundi, pozytywna mieszanina różnych środowisk, których miałem szczęście zostać patrolowym. Z inicjatywy Tomka i Filipa powstało logo i chusta patrolu, prezentująca się tak:

Wylot 27.07

Spotkaliśmy się o 7 rano na lotnisku Chopina. Na miejscu zastaliśmy tłum harcerzy z pełnymi plecakami, ogólne zamieszanie. Wylecieliśmy chwilę po 11, dali nam koce, poduszki i śniadanie. Generalnie miło. Siedziałem z druhenkami z Katowic, które opowiadały mi o swoich stajniach i koniach. Dość szybko usnąłem, bo nie spałem poprzedniej nocy. Komfort snu taki 2 na 10. Obudziłem się z dwiema poduszkami, spytałem wszystkich dookoła, czy ktoś może nie zgubił swojej. Nikt się nie zgłosił, więc pożyczyłem sobie jedną poduszkę LOTu na czas zlotu. Później jeszcze dostaliśmy kolejny posiłek, ale ciężko tu mówić o kolacji, obiedzie czy śniadaniu, bo w Korei była 3.00, a w Polsce 20.00.

Wszystko mi smakowało, ale harcerki z Katowic coś tam marudziły. Po 11 ciężkich godzinach w końcu mogliśmy opuścić Boeing 787 Dreamliner i rozpocząć program pre-Jamboree.

28.07

Na lotnisku poznaliśmy przewodniczkę Sarę, która opiekowała się całą naszą drużyną (4 patrolami) już do końca pre-Jambo. Zapakowaliśmy się do autokaru i od razu ruszyliśmy do Seulu. Zanim dojechaliśmy na miejsce, na termometrze ukazało się ponad 38°C. Super sprawa.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy w stolicy Korei, to wielkie budynki, mega bloki. Było ich dużo, co obrazowało liczbę 10 milionów ludzi w tym mieście. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od zabytkowych świątyń i pałacu KyungBok, wybudowanego na nowo po wojnie z Japonią.

Dzięki Stasiowi z mojego patrolu dowiedziałem się więcej o wojnie w Korei niż kiedykolwiek w szkole. Historia tego kraju jest ciekawa, więc zachęcam o niej poczytać albo pytać Stasia z 32, on wam opowie. Poniżej moje ulubione zdjęcie, które ukazuje kontrast starych świątyń i nowych mega bloków w Seulu.

Po zwiedzaniu poszliśmy na jedzenie, jedna z kelnerek widząc naszą ułomność w jedzeniu pałeczkami przyniosła nam łyżki i widelce. To bardzo miłe, ale nikt nie skorzystał, bo w końcu przyjechaliśmy się tu czegoś nauczyć.

Po obiedzie znowu poszliśmy zwiedzać świątynie. W murach roiło się od skautów z przeróżnych krajów. Niektórzy już tego dnia zaczęli się wymieniać chustami/plakietkami/instagramami i innymi bajerami.

Dostaliśmy informację, że na miejscu noclegu, gdzie mieliśmy spać, panuje straszne zamieszanie i jest problem z zakwaterowaniem. Korzystając z sytuacji nasza przewodniczka, zaproponowała nam wycieczkę nad rzekę, zamiast prosto do akademika. Rzeka okazała się fontanną w środku miasta, w której Koreańczycy moczą stopy. Więc my też tak zrobiliśmy, w końcu przyjechaliśmy tu żyć jak oni.

Wieczorem dojechaliśmy do akademika. W środku były setki harcerzy i skautów. Ze względu na tłum nie dało się wejść do windy, co poskutkowało podróżą z plecakiem na 9 piętro. Potem była kolacja (zapiekane ziemniaki w syropie klonowym to coś, czego musisz spróbować!). Mimo całego dnia wrażeń mieliśmy siłę, żeby działać dalej. Poszliśmy na integracje w kawiarence.

Tak minął mi pierwszy i najdłuższy dzień życia w Azji.

Poniżej foto widoku z okna akademika:

pwd. Adam Skorupski
Drużynowy 32 WDH „Wanta”